Obóz zagłady

Sobibór to mała wieś niedaleko Bugu, obecnej rzeki granicznej między Polską, Ukrainą a Białorusią. Tylko kilka kilometrów dalej, na odcinku kolejowym między Chełmem a Włodawą mieści się stacja kolejowa Sobibór. Miejscowość położona jest na uboczu, na bagnistym i zalesionym terenie, do roku 1941 znajdowało się tu tylko małe osiedle leśników.

Struktura

Karte Vernichtungslager

Plan obozu

Z relacji kolejarza pracującego na dworcu wynika, że późną jesienią 1941 roku obserwowano tu pierwsze działania niemieckich okupantów, którzy zatrzymywali się wielokrotnie w lesie naprzeciwko dworca i przeprowadzali pomiar terenu. Na początku lutego 1942 zaczęły się prace nad budową drugiego obozu zagłady, który został uruchomiony w Generalnym Gubernatorstwie w ramach Akcji Reinhardt w celu eksterminacji ludności żydowskiej. Już od połowy marca 1942 zamordowano w Bełżcu pierwszych Żydów, Treblinka zaczęła działać kilka miesięcy później w lipcu 1942 roku.

Budowę obozu w Sobiborze nadzorował Richard Thomalla. Od listopada 1941 roku kierował on Centralnym Urzędem Budowlanym SS w Zamościu. Niemiecka administracja cywilna powiatu chełmskiego udostępniła na budowę pale, cegłę, fragmenty baraków oraz drut kolczasty. W celu pozyskania dalszych materiałów budowlanych zburzono żydowskie domy w okolicy. Komando robocze składające się z polskich i żydowskich robotników musiało brać udział w budowie obozu. Rolnicy z okolicy musieli przewozić swoimi furmankami materiały do Sobiboru. Żydowskie komando robocze składające się z około 80-120 więźniów zostało utworzone z więźniów z okolicznych obozów pracy oraz mieszkańców getta we Włodawie. Kilka pojedynczych istniejących budynków używanych wcześniej przez leśnictwo zostało przejętych przez obóz. Tak więc budynek poczty przy dworcu stał się willą komendanta a leśniczówka budynkiem administracyjnym późniejszego obozu drugiego. W obrębie ogrodzonego terenu obozu znalazła się również mała przydrożna katolicka kapliczka.

Obszar obozu miał wymiary 600 metrów na 400 metrów. Trzymetrowy, opleciony gałęziami podwójny drut kolczasty miał uniemożliwić spojrzenie na teren obozu z zewnątrz oraz udaremnić próby ucieczki. Przy granicach obozu znajdowały się wieżyczki wartownicze. Nad wejściem na teren powieszono szyld z napisem „SS-Sonderkommando”.

W pierwszych tygodniach po uruchomieniu obozu na jego terenie znajdowało się jedynie kilka budynków. Dopiero stopniowo dobudowywano kolejne baraki, aby urządzić w nich kwatery i miejsca pracy. Teren obozu był podzielony na trzy, a od lata 1943 na cztery części. Tak zwany Vorlager (niem. „obóz przedni”) pełnił funkcję strefy administracyjnej. Tutaj znajdowały się również kwatery Niemców i wachmanów z Trawnik. Nowo utworzona bocznica odchodząca od głównej linii kolejowej kończyła się tutaj na rampie, tor miał około 110 metrów długości, w związku z tym zawsze na rampie mogło stać jednocześnie tylko 10 wagonów. Na początku czerwca rozpoczęto budowę wewnętrznego toru, po którym miały poruszać się wagoniki kolejki wąskotorowej. Tor ten połączył później rampę z obozem drugim i trzecim, aby z perspektywy narodowych socjalistów przyśpieszyć przebieg eksterminacji. Mała kaplica służyła esesmanom w pierwszych tygodniach jako miejsce rozstrzeliwań dla przybywających ofiar, które nie były w stanie iść o własnych siłach.

Do zachodniej strony obszaru Vorlagru przylegał oddzielony płotami obóz pierwszy, kierowany przez Karla Frenzla. Znajdowały się tutaj kwatery mieszkalne dla więźniów żydowskich. Ponadto było tam kilka warsztatów, w których pracowali szewcy, krawcy, pokojowi oraz mechanicy. Częściowo warsztaty te służyły też za miejsce do spania dla zatrudnionych tam więźniów. Za rządów Franza Stangla w obozie do września 1942 roku pracował także złotnik, który wyrabiał biżuterię i ozdoby dla strażników. Obóz drugi służył jako „miejsce przyjęć”. Na częściowo zadaszonym placu ofiary musiały się rozebrać zaraz po tym, jak oddały bagaż. W obozie drugim znajdowało się również kilka sortowni.

W lecie 1942 roku zbudowano dodatkowe magazyny do przechowywania przedmiotów zrabowanych ofiarom oraz urządzono małe gospodarstwo ze stajniami dla koni, krów, kur i później też królików. Z obozu drugiego do obozu trzeciego prowadziła ścieżka o długości 150 m i szerokości około 3-4 m, która była z obu stron otoczona drutem kolczastym z wplecionymi gałęziami, tak aby z zewnątrz nie było nic widać. Na końcu tak zwanego „szlauchu” znajdował się obóz trzeci. Właśnie tą ścieżką ofiary były nago pędzone do komór gazowych w obozie trzecim. Wcześniej w nowo urządzonym do tego celu baraku na końcu „szlauchu” od 1943 obcinano kobietom włosy. Komory gazowe znajdowały się w ceglanym budynku, który został rozbudowany latem 1942 roku.

(Pojedyncze komory były prawdopodobnie zbudowane na planie kwadratu, o pojemności ok. 16 m3. Późnym latem 2014 archeolodzy znaleźli ślady po komorach gazowych. Oficjalne wyniki ekspertyzy budynku nie są jeszcze znane). Silnik o sile 200 koni mechanicznych, który produkował śmiercionośny tlenek węgla, stał w dobudowanej szopie i został do Sobiboru przywieziony ze Lwowa. W komorach zainstalowano atrapy pryszniców, które miały pozwolić ofiarom wierzyć do ostatniej chwili, że idą do łaźni. Każda komora miała drugie wyjście, przez które można było wynosić zwłoki po zagazowaniu. Mała kolejka z wagonikami łączyła komory gazowe (później także rampę) z ogromnymi dołami ze zwłokami. Początkowo zakopywano zwłoki w dołach, a od późnej jesieni 1942 palono je na wielkich stosach.

W obozie nieustannie prowadzono „prace upiększające“, aby doskonalić oszukiwanie ofiar i uprzyjemnić życie załodze obozowej.
Od lata 1943 rozpoczęto rozbudowę obozu czwartego w północno-wschodniej części obozu. Zgodnie z rozkazem Heinricha Himmlera w tej części miała być zdeponowana i sortowana zdobyta amunicja. W tym celu zbudowano kilka budynków przypominających bunkry.

Sprawcy

Stangl,_FranzW drugiej połowie kwietnia 1942 SS-Obersturmführer Franz Stangl przybył wraz z 19 innymi esesmanami do Sobiboru. Prawie wszyscy ci mężczyźni uczestniczyli w mordach w ramach akcji T4 określanej przez narodowych socjalistów jako program eutanazji. W obozie przebywało jednocześnie około 30 niemieckich esesmanów, a łącznie w czasie funkcjonowania obozu było ich tam około 50. Franz Stangl był pierwszym komendantem w Sobiborze, wcześniej pracował jako kierownik biura i administracji w ośrodkach akcji T4 w Hartheimie i Bernburgu. Christian Wirth, późniejszy inspektor wszystkich trzech obozów zagłady, zlecił Stanglowi przybycie do Bełżca, chciał mu przez to pokazać do czego ma być przeznaczony obóz w Sobiborze, którym miałby wkrótce kierować. W wywiadzie udzielonym w areszcie Gittcie Sereny w 1971 roku Stangl opisał to w następujący sposób: „Pojechałem tam samochodem (…) Swąd (…) Boże ten swąd (…) Wirth (…) stał na pagórku, tuż przy dołach … dołach…pełnych…były pełne. Trudno mi powiedzieć, nie setki, tysiące, tysiące ciał…Boże. Właśnie tam Wirth mi powiedział… powiedział mi, po co budowaliśmy Sobibór”

Niemiecki personel pełnił w obozie głownie funkcje dowódcze i administracyjne. Esesmanom podlegało około 90-120 tak zwanych wachmanów z Trawnik jako załoga wartownicza w obozie. Trawniki- Männer to określenie głównie rosyjskich jeńców wojennych, a także folksdojczów i Ukraińców, którzy zostali wybrani z obozów jenieckich w Brześciu Litewskim i Chełmie i wysłani na przeszkolenie wojskowe w obozie szkoleniowym w Trawnikach. Ludzie ci byli w dużej części wykorzystywani przy akcjach związanych z mordowaniem ludności żydowskiej, głównie na terenie Generalnego Gubernatorstwa.

We wrześniu 1942 Franz Stangl opuścił Sobibór, ponieważ został oddelegowany jako komendant do Treblinki. Jego następcą był aż do rozwiązania obozu na koniec października.

Mordowanie ludności żydowskiej

W kwietniu 1942 w komorach gazowych Sobiboru zamordowano pierwszych Żydów. Niemieccy sprawcy chcieli w ten sposób wypróbować wydajność komór gazowych. 3. maja 1942 wywieziono do Sobiboru i od razu zamordowano około 2000 Żydów z powiatu zamojskiego. W ten sposób ruszyła w Sobiborze machina zagłady. Do 12. maja 1942 zamordowano już ponad 20.000 Żydów.

die Rampe

rampa

Jak tylko ludzie po kilkudniowej podróży w wagonach bydlęcych docierali na rampę, byli natychmiast z krzykiem i przy użyciu przemocy wypędzani z pociągów. Po kilkudniowym ścisku i ciemności w wagonach wszystko miało odbywać się sprawnie, tak, żeby ofiary nie miały czasu zastanawiać się, co się z nimi stanie. Zaraz po przybyciu Żydzi musieli zostawić swoje ciężki bagaże na rampie. Rozdzielano kobiety od mężczyzn. Załoga obozu próbowała zmylić ofiary, esesman, początkowo był to Hermann Michel, wygłaszał mowę, w której próbował omamić przybyłych, że znaleźli się w obozie przesiedleńczym i muszą iść pod prysznic, a następnie zostaną wysłani do pracy w innym obozie. Wszyscy musieli rozebrać się na placu w obozie drugim i oddać wartościowe przedmioty w okienku. Dokumenty i zdjęcia ofiar były od razu palone w piecu za barakami sortowni. Wśród nieustannych komend i ciosów nagie ofiary były pędzone dalej, przez szlauch, do budynku z komorami gazowymi. Ludzie byli w szoku i nie mogli pojąć, co się działo. W komorach gazowych stali stłoczeni, w przepełnionym pomieszczeniu, za chwilę szybko zamykano drzwi i jeden z wachmanów uruchamiał silnik emitujący spaliny, od których ludzie dusili się w ciągu 20-30 minut. Żydowskie komando robocze składające się z 200-300 osób musiało wyciągać zwłoki z komór i przenosić do dołów. Wcześniej zmarłym wyrywano złote zęby, również tutaj SS szukało możliwości dodatkowego zysku. Cały ten ‘proceder’ trwał 2-3 godziny, od przybycia Żydów, do zakopania zwłok. W tym czasie Bahnhofskommando (niem. komando dworcowe) musiało czyścić wagony i wykonywać drobne prace naprawcze. Oczyszczone wagony były wytaczane z obozu, aby następne 10 wagonów z kolejnymi ofiarami mogło od razu do niego wjechać.

Bild Bahnhof

Personel dworca kolejowego; źródło: Archiwum Kraju Związkowego w Münster


Życie więźniów w obozie

Z pierwszych transportów przybyłych w maju 1942 wybrano grupę więźniów, którzy musieli pracować w obozie w różnych komandach. Liczba więźniów, którzy jednocześnie przebywali w obozie obejmowała do 1000 żydowskich robotników, którzy byli angażowani do wykonywania potrzebnych w obozie prac. W Bahnhofskommando pracowało na rampie kilka tuzinów więźniów, którzy mieli pilnować, żeby „rozładowywanie“ ludzi przebiegało sprawnie. Członkowie komanda pomagali nowo przybyłym przy wysiadaniu z wagonów, a następnie musieli czyścić rampę i wagony. Inne duże komando pracowało w barakach sortowni, w których segregowano własność ofiar i przygotowywano ją do dalszego użytkowania. Kilku mężczyzn pracowało w tak zwanym Waldkommando (niem. komando leśne), musieli nosić do obozu drewno, które było potrzebne do rozbudowy obozu i palenia zwłok.

Komando robocze składające się z 300 więźniów musiało w obozie trzecim wynosić zwłoki z komór gazowych do grobów masowych oraz czyścić komory. Również paleniem zwłok od późnej jesieni 1942 musiało zajmować się żydowskie komando robocze. Więźniom z obozu trzeciego surowo wzbroniony był kontakt z więźniami z innych części obozu. Życie w obozie podlegało surowym regułom. Więźniowie każdego dnia walczyli o przeżycie. Racje żywnościowe były bardzo niewielkie i niewystarczające dla z reguły ciężko pracujących ludzi. Wszystko, co w oczach SS uchodziło za wykroczenie było karane ciężką chłostą lub śmiercią. Załoga ciągle wymyślała sadystyczne „zabawy”, aby zamęczyć więźniów. Chorzy, ranni i niezdolni do pracy podlegali selekcjom i zastępowano ich nowo przybyłymi.

Liczba ofiar

W pierwszej fazie masowych mordów w Sobiborze – od początku maja do końca czerwca 1942 – zamordowano około 80 000 – 100 000 Żydów. Zostali oni deportowani głównie z gett dystryktu lubelskiego (co najmniej 53 000 – 75 000 osób), Protektoratu Czech i Moraw (Czechy ok. 6 600 osób) Słowacji (24 000 osób) i Rzeszy Niemieckiej (ok. 7 500 osób z Austrii i Niemiec). Większość Żydów spoza Generalnego Gubernatorstwa już kilka miesięcy wcześniej została „przesiedlona” do gett w dystrykcie lubelskim.

Od lipca do października 1942 odcinek kolejowy między Chełmem a Włodawą były nieprzejezdny, ponieważ tory ugrzęzły w ziemi. W czasie prac remontowych do Sobiboru nie mogli być deportowani kolejni Żydzi. SS wykorzystało czas remontu torów na przebudowę obozu i prace „upiększające”. Powstało kilka nowych budynków, które miały służyć poprawie funkcjonowania obozu. Po zakończeniu prac remontowych od początku października 1942 zaczęły przybywać kolejne większe pociągi śmierci. Po wizycie Heinricha Himmlera w lutym 1943 do obozu przybyły od marca cztery transporty z obozu zbiorczego w Drancy (z okupowanej części Francji, ok 4000 osób), 19 pociągów śmierci z obozu Westerbork (z okupowanej Holandii, ok 34 000 osób), a także pociągi śmierci z komisariatów Rzeszy na Białorusi (ok. 4000 – 5000 osób) i na Litwie (4300-5000 osób). Mniejsze transporty z dystryktu lubelskiego i kilka większych z dystryktu Galicja (ok 13 000- 15 400 osób) dotarły do obozu również w okresie do października 1943. Od maja 1942 do października 1943 zamordowano w Sobiborze co najmniej 170 000 ludzi.

Opór

Mimo beznadziejnego położenia więźniów w obozie wciąż dochodziło do prób oporu i ucieczek. 30. czerwca 1943 do Sobiboru przybył transport 300 więźniów z Bełżca. Więźniowie ci musieli przedtem przez pół roku zacierać ślady funkcjonowania obozu śmierci w Bełżcu poprzez palenie zwłok pomordowanych. Obiecano im, że zostaną przewiezieni do pracy na terenie Niemiec. Członkowie Sonderkommando z Bełżca nie wierzyli jednak esesmanom i ukryli w ubraniach kartki z wiadomościami. Po przybyciu do Sobiboru przy wysiadaniu z wagonów więźniowie zorientowali się, że zostali oszukani. Zaczęli stawiać opór esesmanom, dlatego ci rozstrzelali ich jeszcze na rampie. Więźniowie Sobiboru znaleźli przy sortowaniu odzieży kartki, na których według Tomasza Blatta było napisane m.in.: „Pracowaliśmy rok w Bełżcu. Nie wiem, dokąd nas wiozą. Mówią, że do Niemiec. W wagonach są stoły do jedzenia, dostaliśmy chleb na trzy dni, konserwy, wódkę. Jeżeli jest to kłamstwo, wiedzcie, że i Was czeka śmierć. Nie wierzcie Niemcom. Pomścijcie Nas!” Wiadomość ta dała więźniom z Sobiboru jasno do zrozumienia, co ich czeka.

W lipcu 1943 8 więźniom z Waldkommando udała się ucieczka. W ramach odwetu SS rozkazało rozstrzelanie co najmniej dziesięciu osób na oczach współwięźniów. Z obawy przed atakami partyzantów i kolejnymi zrywami SS zdecydowało się w lecie 1943 na otoczenie terenu wokół obozu pasem min.

Leon Feldhendler

Leon Feldhendler

W tym czasie powstała w obozie grupa oporu pod przewodnictwem Leona Feldhendlera. Człowiek ten przed wywózką do Sobiboru wiosną 1943 był przewodniczącym Judenratu w Żółkiewce, małej miejscowości w dystrykcie lubelskim.

Alexander (Sascha) Petscherski

Alexander (Sascha) Petscherski

We współpracy z Alexandrem (Saschą) Petscherskim, żydowskim oficerem Armii Czerwonej, który trafił do Sobiboru 23. września wraz z innymi rosyjskimi jeńcami wojennymi z obozu pracy w Mińsku, plany powstania zostały sprecyzowane. Tylko niewielka część więźniów była wtajemniczona w plany, przez co chciano uniknąć, żeby informacje dotarły do załogi obozu. Wcześniej miały mianowicie miejsce przypadki donoszenia o próbach ucieczki.

Dla pomyślnego przeprowadzenia powstania ważne było, żeby nie wszyscy esesmani byli w tym czasie w obozie. Między innymi Franz Reichsleitner, Hubert Gomerski i przede wszystkim Gustav Wagner, jedni z najbardziej brutalnych esesmanów z Sobiboru byli podczas rewolty poza obozem. Zgodnie z szczegółowo obmyślonym planem więźniowie zabili dziesięciu esesmanów i dwóch wachmanów z Trawnik. O godzinie 16:55, zaraz po codziennym apelu w obozie pierwszym, wybuchł bunt. Tylko nielicznie wyposażeni w zrabowaną broń więźniowie szturmem pod salwami karabinu rzucili się do ucieczki z obozu. Wielu z nich zmarło przy próbie przebicia się przez ogrodzenie i pole minowe. Niektórzy zbiegli więźniowie zostali wytropieni przez poszukujące ich oddziały i zamordowani. 60 więźniów przeżyło okres wojny w ukryciu lub wśród partyzantów.

Pozostali w obozie więźniowie z obozu trzeciego oraz ci, którzy nie uczestniczyli w ucieczce, zostali zamordowani w Sobiborze w kolejnych dniach. Pod koniec października 1943 kilkuset więźniów z obozu pracy Treblinka 1 zostało przeniesionych do Sobiboru. Mieli zająć się burzeniem obozu oraz pracami przeładunkowymi. Budynek z komorami gazowymi został wysadzony, groby masowe wyrównane piaskiem i obsadzone kwiatami. Jednakże, w przeciwieństwie do dwóch pozostałych obozów zagłady, na terenie obozu pozostało kilka budynków, w tym duża część Vorlagru. W lipcu 1944 na teren wokół Sobiboru dotarła Armia Czerwona.

Procesy powojenne

Erich Hermann Bauer, który sam określał siebie jako „mistrz gazowania“ z Sobiboru, został w sierpniu 1949 rozpoznany na ulicy w Berlinie przez ocalałych Esterę Raab und Samuela Lerera i następnie aresztowany. Berliński sąd okręgowy skazał go 8. maja 1950 na karę śmierci za zbrodnię przeciwko ludzkości. Wyrok został zamieniony na dożywotnie więzienie. Erich Bauer zmarł w 1980 w areszcie śledczym w Tegel w Berlinie.
Drugi proces miał miejsce rok później we Frankfurcie nad Menem. Oskarżono w nim Huberta Gomerskiego und Johanna Kliera. Hubert Gomerski został skazany na dożywotnią karę ciężkiego więzienia, a Johann Klier został uniewinniony. Ocaleli więźniowie opisywali go jako względnie humanitarnego esesmana. 1965/1966 przed sądem krajowym w Hagen odbył się proces przeciwko 12 byłym członkom załogi Sobiboru. 11 sprawców oskarżono o współudział w zbiorowym morderstwie.
Sześciu oskarżonych zostało uniewinnionych z powodu urojonego stanu wyższej konieczności, a kolejnych pięciu skazano na kary pozbawienia wolności od trzech do ośmiu lat. Tylko Karl Frenzel został skazany na dożywocie. Dzięki zeznaniom ocalałych oprócz zbiorowego morderstwa można mu było dodatkowo udowodnić własnoręczne zamordowanie sześciu żydowskich więźniów. Po postępowaniu apelacyjnym 1982 z powodu formalności prawnych kara Frenzla została cofnięta. Po kolejnym postępowaniu rok później został on ponownie skazany na dożywocie. Ze względu na zły stan zdrowia ponownie cofnięto mu karę i aż do swojej śmierci w 1996 przebywał w domu opieki w Hanowerze.
Franz Stangl, komendant Sobiboru od kwietnia do września 1942 uciekł przez Włochy i Syrię do Brazylii. Dzięki staraniom Simona Wiesenthala aresztowano go w Brazylii w 1967 roku i w lecie tego samego roku miała miejsce jego ekstradycja do RFN. W 1970 Stangl został oskarżony przed sądem krajowym w Düsseldorfie, jednak tylko za udział w mordach w Treblince, gdzie był komendantem od września 1942 do sierpnia 1943. W grudniu 1970 skazano go na dożywocie, ale złożył apelację. Stangl zmarł na zawał serca w więzieniu w Duesseldorfie w czerwcu 1971.

Stanislaw Szmajzner

Stanislaw Szmajzner

Gustav Wagner, jeden z najbardziej brutalnych esesmanów z Sobiboru tak samo jak Franz Stangl uciekł przez „szlak szczurów” przez Włochy i Syrię do Brazylii. W 1978 został również wytropiony przez Simona Wiesenthala. Zidentyfikował go Stanislaw Szmajzner, także żyjący w Brazylii były więzień Sobiboru. Dzięki temu Wagner został aresztowany. Liczne wnioski o ekstradycję ze strony Polski, Austrii, Republiki Federalnej Niemiec i Izraela były odrzucane przez brazylijski rząd. Trzeciego października 1980 znaleziono Wagnera martwego w celi więziennej. Oficjalną przyczyną śmierci było samobójstwo.

W czasie powojennym miało miejsce wiele procesów przeciwko wachmanom z Trawnik, które często kończyły się karą śmierci. 30. listopada 2009 rozpoczął się w Monachium proces przeciwko byłemu wachmanowi z Trawnik Johnowi Demjanjukowi. Skazano go 12. maja 2011 na pięć lat więzienia za współudział w morderstwie 28 060 osób. Ze względu na wiek Demjanjuk nie musiał jednak odbywać kary. Zmarł w marcu 2012 w domu opieki w Bad Feilnbach.