Historia ośrodka natychmiastowej śmierci w Sobiborze



Sobibór to mała wieś we wschodniej Polsce. Leży ona nieopodal Bugu, rzeki granicznej między Polską, Ukrainą i Białorusią. Stacja kolejowa Sobibór na linii Chełm-Włodawa znajduje się w odległości około ośmiu kilometrów od wsi o tej samej nazwie. Na tym położonym na uboczu, zalesionym i bagnistym terenie znajdowało się do początku 1942 roku małe osiedle mieszkaniowe dla pracowników polskich kolei i nadleśnictwa.

Budowa obozu zagłady

Od później jesieni 1941 roku polscy pracownicy coraz częściej zauważali, że Niemcy zaczęli interesować się tym terenem, sprawdzali go i dokonywali pomiarów. W lutym 1942 roku na terenie naprzeciwko stacji kolejowej Sobibór rozpoczęła się budowa drugiego obozu śmierci „Akcji Reinhardt ”. Od połowy marca 1942 roku trwało już masowe mordowanie Żydów i Żydówek w oddalonym o 160 kilometrów Bełżcu. W Treblince, trzecim obozie śmierci „Akcji Reinhardt“, mordy rozpoczęły się kilka miesięcy później, w lipcu 1942 roku. W tych trzech obozach zagłady zabito co najmniej 1,5 miliona osób.
Pierwsze prace budowlane przy tworzeniu obozu zagłady w Sobiborze nadzorował Richard
Thomalla, kierownik Centralnego Zarządu Budowlanego SS (SS-Zentralbauleitung) w Zamościu. Niemiecka administracja cywilna okręgu chełmskiego udostępniła materiały: słupy ogrodzeniowe, materiały do budowy baraków, cegły i drut kolczasty. Dalsze materiały uzyskano ze zburzenia żydowskich domów. Do prac budowlanych wykorzystano Żydów z okolicznych gett i obozów pracy przymusowej. Mieszkający w okolicy rolnicy musieli wozić na swoich furmankach materiały do budowy obozu. Kilka istniejących już wcześniej na tym terenie budynków położonych w pobliżu stacji kolejowej zostało włączonych w zabudowania obozowe. Budynek służący jako urząd pocztowy został zaadaptowany na kwaterę dla niemieckich sprawców, a leśniczówka na budynek administracyjny. Na terenie obozu zagłady znajdowała się również drewniana kaplica, która była wcześniej używana przez okolicznych mieszkańców i mieszkanki.



Brama wejściowa do obozu śmierci1

Wymiary obozu zagłady w Sobiborze wynosiły pierwotnie 600×400 m, w lecie 1943 roku po powiększeniu – 1000x400m. Obóz był otoczony wysokim na trzy metry podwójnym ogrodzeniem z drutu kolczastego, w które wplecione były gałęzie. Płot miał nie tylko uniemożliwić żydowskim więźniom ucieczkę, ale również chronić teren przed ciekawskimi spojrzeniami, na przykład ze strony pasażerów przejeżdżających pociągów. Podczas całego okresu swojego funkcjonowania obóz ciągle znajdował się w rozbudowie lub przebudowie. Niemcy zarządzali budowę nowych kwater, magazynów i warsztatów. Ogrodzony teren obozu w Sobiborze był pierwotnie podzielony na cztery, a od lata 1943 roku na pięć części, które są widoczne na planie poniżej. W tak zwanym „przedobozie”(niem. Vorlager) znajdowała się część mieszkalna i rekreacyjna dla niemieckich sprawców i oddziałów wartowniczych z Trawnik. Tak zwani „ ludzie z Trawnik” (niem. Trawniki-Männer) byli w większości sowieckimi jeńcami wojennymi (preferowano przy tym Ukraińców i volksdeutschów), którzy przeszli krótkie przeszkolenie wojskowe w obozie szkoleniowym w miejscowości Trawniki. Od połowy 1943 roku do służby w tych jednostkach zgłaszali się dobrowolnie również cywile z dystryktu lubelskiego. Oddziały z Trawnik były wykorzystywane między innymi przy likwidacji gett i jako strażnicy w obozach zagłady „Akcji Reinhardt”. Zadaniem żydowskich więźniów na terenie „przedobozu” było między innymi zakładanie i pielęgnowanie kwietników. Sprawcy chcieli mieszkać i spędzać czas wolny w zadbanym otoczeniu i sielankowej atmosferze. Kilkadziesiąt lat później opowiadała o tym ocalała z Sobiboru Eda Lichtman: „Gdy wchodziło się do obozu, sprawiał on wrażenie ośrodka wypoczynkowego. Eleganckie i zadbane wille, kasyno, ogrody, ścieżki pokryte żwirem, trawniki, kwietniki, alejki róż i słoneczników, stwarzały pozory oraz ukrywały przed oczami nowo przybyłych fakt, że tam była fabryka śmierci.”

Widok na przedpole obozu (Vorlager)1
Nowe kasyno w lecie 1943 roku1
Eda Lichtman z mężem Izchakiem po wojnie2

Z „przedobozem”graniczył Obóz I (niem. Lager I), ogrodzony drutem kolczastym. W tej części obozu znajdowały się baraki mieszkalne dla żydowskich więźniów oraz warsztaty: zakład szewski, krawiecki, stolarski i i in. Za czasów urzędowania Franza Stangla, pierwszego komendanta, w obozie był także złotnik, który musiał wytwarzać dla niemieckich sprawców biżuterię, między innymi ze złotych zębów.

Widok na obóz I (Lager I) oraz przedpole (Vorlager),
rok 19431

Obóz II (niem. Lager II) był obszarem, w którym odbywało się „przyjęcie do obozu” nowo przybyłych Żydów i Żydówek, którzy musieli rozebrać się na placu i oddać bagaże. Na terenie obozu II (niem. Lager II) znajdował się także tak zwany Erbhof, czyli „odziedziczone gospodarstwo”, zamknięty teren, na którym znajdowały się zagrody dla koni, świń, gęsi i królików. Byłą leśniczówkę na terenie obozu II Niemcy wykorzystywali jako budynek administracyjno-mieszkalny. Przejście z obozu II do miejsca masowych mordów w obozie III stanowiła droga o długości kilkuset metrów. Ścieżka ta była oddzielona ogrodzeniem z drutu kolczastego z wplecionymi gałęziami. Na końcu drogi nazywanej przez Niemców „Schlauchem” znajdował się obóz III (niem. Lager III) z komorami gazowymi i dołami, do których wrzucano zwłoki. Komory gazowe znajdowały się w budynku, który został rozbudowany w lecie 1942 roku. W kwietniu 1942 roku sprowadzono ze Lwowa silnik o mocy 200 koni mechanicznych. Produkował on śmiercionośny tlenek węgla, wprowadzany do komór przez atrapy pryszniców. Każda komora miała drugie wyjście, przez które wynoszono ciała pomordowanych do wielkich dołów. W tym miejscu ciała były grzebane. Od późnej jesieni 1942 roku zaczęto palić zwłoki na wielkich stosach. Więźniowie, którzy musieli pracować w tej odseparowanej od reszty obozu części, byli tam też zakwaterowani. W lecie 1943 roku w północnej części ośrodka zagłady rozpoczęto budowę obozu IV (niem. Lager IV). Powstał plan, by w Sobiborze składować i naprawiać zdobytą amunicję, która miałaby być potem wykorzystana przez Wehrmacht. W tym celu znacznie powiększono teren obozu i postawiono kilka budynków przypominających bunkry. Prace nad budową obozu IV trwały do powstania wszczętego przez żydowskich więźniów w październiku 1943 roku, następnie pomysł utworzenia arsenału porzucono.

Widok z przedpola (Vorlager) na części obozu I i II (Lager I i II)1
Widok na tzw. „Erbhof”, czyli gospodarstwo obozowe, rok 1943. Przed tą częścią obozu znajdował się plac, na którym Żydówki i Żydzi musieli się rozbierać1
Grupa wartowników z Trawnik, w tle widoczny fragment obozu III (Lager III)1

Niemieccy sprawcy i wartownicy z Trawnik

W połowie kwietnia 1942 roku około dwudziestu Niemców pod kierownictwem Franza Stangla zostało oddelegowanych z Berlina do Sobiboru. Wcześniej mężczyźni ci brali udział w zamordowaniu 70 000 pacjentów w ośrodkach „eutanazji” działających w ramach „akcji T4”. Byli tam zaangażowani jako pielęgniarze, kucharze, pracownicy administracji, kierowcy lub przy kremacji zwłok pomordowanych i posiadali odpowiednie doświadczenie w procesie mordowania. Do niemieckiej załogi obozu nie należało nigdy więcej niż 25 osób. Przez cały okres funkcjonowania obozu pełniło w nim służbę około 50 niemieckich sprawców. Tylko sześciu z nich przed 1939 rokiem należało do Waffen SS. Podobnie jak w Bełżcu i Treblince, również w Sobiborze wszyscy niemieccy sprawcy nosili mundury SS. To właśnie oni byli w pierwszym rzędzie odpowiedzialni za organizację i zarządzanie masową eksterminacją w obozie. Podlegało im od 90 do 120 wartowników z Trawnik. Pierwszym komendantem Sobiboru był Franz Stangl. Z zawodu policjant,pochodzący z Linzu, pełnił wcześniej funkcję kierownika biurowo-administracyjnego w ośrodkach „eutanazji” Hartheim i Bernburg. We wrześniu 1942 roku Stangl został przeniesiony z Sobiboru do Treblinki. Jego następca Franz Reichleitner, również policjant z Linzu, został oddelegowały do Sobiboru z ośrodka zagłady „akcji T4”Hartheim.
Każdy z około 50 niemieckich sprawców brał pośredni lub bezpośredni udział w zamordowaniu co najmniej 180 000 Żydów i Żydówek w obozie zagłady w Sobiborze. Ich postawy były bardzo zróżnicowane. Jedni wyróżniali się przez stosowanie brutalnej i bezgranicznej przemocy, inni po prostu wykonywali powierzone im obowiązki. W temacie oceny różnych zachowań niemieckich sprawców wypowiedział się po wojnie ocalały z Sobiboru Samuel Lerer: „Sobibór był obozem zagłady. To była maszyna do zabijania, nic innego. Maszyna ma wiele kół. Duże i małe koła i czy małe koło się kręci, czy duże koło się kręci i tak to zawsze koło”.


niemieccy sprawcy przed kasynem w lecie 1943 roku1
Grupa wartowników z Trawnik na obozowym przedpolu (Vorlager)1
Samuel Lerer
Zdjęcie powojenne2

Proces mordowania Żydów i Żydówek

Na początku maja 1942 rozpoczęły się w Sobiborze masowe mordy. Dla zapędzonych do wagonów towarowych Żydów i Żydówek podróż kończyła się na pasażerskim dworcu kolejowym Sobibór. Wagony były przetaczane na boczny tor i odstawiane. Ponieważ rampa w obozie zagłady była za krótka, na bocznym torze następowało dzielenie pociągów: każdorazowo odczepiano piętnaście wagonów i wtaczano je do obozu. Następnie otwierano drzwi, po czym przemocą i wśród krzyków wypędzano ludzi na rampę. Działano tak, aby nowo przybyli nie mieli możliwości zorientowania się w sytuacji i świadomego pojęcia tego, co się działo. Aranżowano sytuację sztucznego pośpiechu. Rozdzielano rodziny, oddzielano kobiety od mężczyzn. By uspokoić i zmylić zatroskanych ludzi, zwykle w tym momencie jeden z esesmanów wygłaszał przemówienie. Po wojnie ocalały z Sobiboru Dov Freiberg cytował treść tej przemowy: „Ponieważ teraz jest wojna, wszyscy muszą pracować, dlatego zostaną Państwo wszyscy zawiezieni do pracy. Będzie tam Państwu dobrze. Starsi i dzieci nie będą musieli pracować, ale i tak nie zabraknie im jedzenia. Wszyscy muszą szczególnie uważać na czystość i dlatego najpierw muszą się Państwo wykąpać. Cudzoziemcy zazwyczaj wtedy klaskali. W późniejszym okresie, gdy przybywały transporty polskich Żydów, którzy wiedzieli, że zostaną zamordowani, ci z kolei głośno lamentowali i krzyczeli. Wtedy esesman mówił ‚Spokój, wiem, że wszyscy już chcecie umrzeć, ale nie będzie tak łatwo, wcześniej musicie jeszcze popracować… ’ i w ten sposób zbijał ich wszystkich z tropu”.
Najpierw z rampy na plac w obozie II zaprowadzano kobiety i dzieci. Musiały tam zdjąć ubrania i buty, a następnie ogrodzoną drogą pędzono do komór gazowych. Tam mordowano je spalinami z silnika dieslowskiego. Żydowscy więźniowie musieli wyciągać z komór gazowych ciała pomordowanych , wyrywać im złote zęby i zanosić zwłoki do wielkich dołów. Ludzie, którzy nie byli w stanie o własnych siłach dojść z rampy do komory gazowej, byli na początku wożeni furmankami do stojącej nieopodal drewnianej kaplicy i tam rozstrzeliwani nad specjalnie w tym celu wykopanym dołem. W czerwcu 1942 wybudowano kolejkę wąskotorową, którą transportowano osoby niemogące pójść o własnych siłach do obozu III oraz ciężkie bagaże do obozu II. W czasie dwóch-trzech godzin po przybyciu do obozu Żydzi i Żydówki byli już martwi i zakopani w masowych grobach. W tym samym czasie żydowscy więźniowie z tzw. „Bahnhofskommanda” (dosł. komanda dworcowego), czyli grupy więźniów odpowiedzialnych za przyjęcie transportów na rampie, musieli posprzątać puste wagony.


Rampa dziś2
Dov Berek Freiberg zeznający w procesie Adolfa Eichmanna3
odsłonięte pozostałości po budynku komory gazowej
2015 rok2

Żydowscy więźniowie i żydowskie więźniarki

Spośród przybyłych do Sobiboru Żydów i Żydówek esesmani wyszukiwali pojedyncze osoby do pracy. W różnych komandach roboczych pracowało prawie 650 więźniów i więźniarek. Wykonywali zadania związane ze wszystkimi sferami funkcjonowania obozu oraz przy jego rozbudowie. Jak wspomniano już wcześniej, w obozie były warsztaty, w których pracowali stolarze, krawcy, blacharze oraz szewcy. Spora grupa więźniów pracowała przy sortowaniu przedmiotów zrabowanych pomordowanym. Bahnhofskommando miało zadanie pomóc nowo przybyłym przy wysiadaniu oraz sprzątać wagony. Pracujący w lesie więźniowie z tzw. „Waldkommanda” (dosł. komanda leśnego) musieli rąbać drewno potrzebne do palenia zwłok i przenosić je do obozu. Wśród więźniów było około 150 kobiet. Pracowały głównie w sortowni, w pralni lub sprzątały kwatery wartowników. Sytuacja kobiet była szczególnie trudna. Oprócz konieczności funkcjonowania w morderczej codzienności były także narażone na napaści na tle seksualnym ze strony niemieckich sprawców i wartowników z Trawnik. Od więźniów obozu III wymagano niewyobrażalnie makabrycznej pracy. Mieli oni zakaz kontaktowania się z więźniami z innych części obozu. Musieli wyciągać ciała pomordowanych z komór gazowych, nosić je do dołów i tam zakopywać. Jesienią 1942 roku masowe groby zostały otwarte i więźniowie musieli spalić wykopane zwłoki. Życie żydowskich więźniów w Sobiborze było ściśle kontrolowane. Obozową codzienność kształtowała samowola strażników. Każde przewinienie było karane m. in. chłostą lub śmiercią. Ranni, chorzy i niezdolni już do pracy więźniowie byli mordowani i zastępowani nowo przybyłymi Żydami i Żydówkami. Więźniowie żyli z dnia na dzień, a nawet z godziny na godzinę. Z każdą chwilą mogła nadejść śmierć. Ocalała z Sobiboru Regina Zielinski tak opisała sytuację żydowskich więźniów w obozie: „Bardzo baliśmy się, że zachorujemy i nie będziemy mogli już pracować, ponieważ wiedzieliśmy, że chorych zabierali do tak zwanego ‚obozu III’, co oznaczało zagładę […]. Do znęcania się nad więźniami dochodziło w obozie bardzo często. Przede wszystkim więźniowie byli bici przez esesmanów, gdy zdaniem tych drugich praca szła zbyt wolno”.


List przewozowy z adnotacją o ubraniach zrabowanych pomordowanym4
Regina Zielinski
Zdjęcie powojenne2

Transporty

Z blisko 180 000 Żydów i Żydówek zamordowanych w Sobiborze około 100 000 pochodziło z tak zwanego Generalnego Gubernatorstwa, czyli okupowanej przez Niemcy części Polski, która nie została przyłączona do III Rzeszy. Podczas gdy w Europie Zachodniej Holokaust był organizowany i administrowany w biurokratyczny sposób, sporządzano tam listy deportacyjne z nazwiskami, adresami, datą i miejscem urodzenia, Żydów i Żydówki z okupowanej Polski pędzono bezimiennie do wagonów. Jedynym decydującym czynnikiem była liczba osób w wagonie. Nazwiska tych ludzi były dla Niemców bez znaczenia. Oszczędzono więc sobie pracochłonnego przygotowywania „list transportowych”z danymi żydowskich ofiar. Tylko w czasie dwóch pierwszych miesięcy, od początku maja do końca czerwca 1942 roku, zamordowano w Sobiborze prawie 84 000 Żydów i Żydówek. Większość z nich deportowano z gett dystryktu lubelskiego. Wśród nich znajdowali się niemieccy, czescy, austriaccy i słowaccy Żydzi, których wywieziono z ich rodzinnych miejscowości do dystryktu lubelskiego w pierwszych miesiącach 1942 roku. Od początku czerwca tego roku do obozu zagłady w Sobiborze jeździły również pociągi spoza Generalnego Gubernatorstwa. W okresie od lipca do początku października 1942 roku proces mordowania w Sobiborze musiał zostać wstrzymany, ponieważ torowisko w kierunku Włodawy było wówczas nieprzejezdne. Po tym czasie wznowiono deportacje Żydów i Żydówek z gett dystryktu lubelskiego. Z początkiem zimowej ofensywy niemieckiego Wehrmachtu w grudniu 1942 roku deportowano do Sobiboru już tylko nielicznych ocalałych z gett i obozów pracy przymusowej leżących w bezpośredniej okolicy obozu. W marcu 1943 roku do obozu zagłady w Sobiborze dotarły cztery pociągi, z których każdy przywiózł 1000 Żydów i Żydówek z niemieckiego obozu przejściowego Drancy pod Paryżem. Z innego niemieckiego obozu przejściowego Westerbork w Holandii w okresie od marca do lipca 1943 roku dotarło kolejne 19 pociągów. Łącznie do Sobiboru z Holandii wywieziono ponad 34 000 Żydów i Żydówek. Wiosną 1943 roku deportowano do obozu mieszkańców i mieszkanki jeszcze istniejących gett z dystryktu lubelskiego. W miesiącach letnich i na początku jesieni 1943 roku zlikwidowano również getta w dystrykcie Galicja oraz w Mińsku, Lidzie i Wilnie, wskutek czego kolejne dziesiątki tysięcy Żydów i Żydówek spotkała tragiczna śmierć w obozie zagłady Sobibór.


Rysunek Józefa Richtera,
Transport w drodze do Sobiboru,
rysunek powstał w latach 1942-19433
Deportacja Żydów i Żydówek z Hanau do Sobiboru w czerwcu 1942 roku5
Kamień pamięci poświęcony licznym bezimiennym zamordowanym Żydom i Żydówkom2

Publiczny charakter zbrodni oraz grabież mienia

Masowych mordów w Sobiborze nie dało się utrzymać w tajemnicy. Wśród żydowskich mieszkańców i mieszkanek gett, polskiej ludności cywilnej i niemieckich okupantów szybko szerzyły się różne wiadomości i plotki. Na publicznej stacji kolejowej Sobibór cztery razy dziennie zatrzymywały się pociągi osobowe. Zaledwie kilka metrów od stacji zaczynało się ogrodzenie obozowe. Do bufetu w budynku dworca uczęszczali także niemieccy sprawcy i wartownicy z Trawnik. Kiedy jesienią 1942 roku rozpoczęto palenie ciał na stosach, w całej okolicy unosił się okropny fetor. Zależnie od kierunku wiatru, był on wyczuwalny nawet w oddalonej o dziesięć kilometrów Włodawie. Mieszkający tam pochodzący z Rzeszy Niemiec Paul Winkler opowiadał o tym później: „O tym, że w Sobiborze był obóz zagłady, wiedziałem zarówno ja, jak i wszyscy inni we Włodawie. Gdy jechało się pociągiem z Chełma do Włodawy, zauważało się transporty tysięcy i dziesiątek tysięcy Żydów do Sobiboru. W nocy w mieście można było dostrzec unoszącą się nad Sobiborem łunę ognia, poza tym czuć było charakterystyczny zapach. Wiadomo było, że tam mordowano Żydów”. Handel zrabowanymi kosztownościami pomordowanych przyniósł okolicy nagły dobrobyt. Przede wszystkim wartownicy z Trawnik wymieniali w okolicznych miejscowościach skradzione przedmioty na alkohol, żywność itp. Byli tam mile widzianymi gośćmi. Dochodziło również do przelotnych romansów między wartownikami a okolicznymi mieszkankami. Przybywali także handlarze, aby nabyć od strażników złoto, zagraniczne waluty oraz biżuterię. Swoje usługi oferowały również prostytutki. Również niemieccy sprawcy bogacili się na przedmiotach zrabowanych pomordowanym Żydom i Żydówkom. Gdy zbliżał się czas urlopu na odwiedziny w rodzinnym domu, organizowali sobie walizki pełne wartościowych przedmiotów, biżuterii, pieniędzy, ubrań i zabawek. Kazali więźniom wykonywać dla nich obrazy i rysunki. Więźniarki musiały szyć ubrania i robić lalki dla dzieci esesmanów. Eda Lichtman opisywała to tak: „Przygotowywałyśmy paczki, paczki z ubraniami, prawie dla każdego oficera i w paczkach były bardzo ładne rzeczy, także lalki dla dzieci, które inne dzieci przywiozły ze sobą do Sobiboru, po czym wraz z rodzicami poszły na śmierć. Oni brali wszystkie lalki, kazali przynosić wszystko z obozowych magazynów i układać, musiałyśmy szyć sukienki dla lalek i im je zakładać, bo tylko tego jeszcze brakowało tym lalkom … Robiliśmy oczywiście wszystko, co kazali, ale i tak bardzo cierpiałyśmy i ogromny ból wypełniał nasze serca. Widziałyśmy, że im bardzo zależało na tym, żeby zabrać paczki do domu. Każdy Niemiec, który jechał na urlop do rodziny, chciał wziąć ze sobą ładne rzeczy, a te były u nas w magazynach. Szyłyśmy dla nich mundury Hitlerjugend, a oni tak bardzo się cieszyli i każdy niemiecki oficer był wyposażony w porządne paczki.”
Po wojnie udowodniono, że kilku niemieckich sprawców (np. Hubert Gomerski, Johann Niemann) zgromadziło na swoich kontach oszczędnościowych zadziwiająco dużo pieniędzy.

Opór i ucieczki

Ciągłe groźby i doświadczenia przemocy miały zniechęcić zarówno nowo przybyłych jak i pozostałych żydowskich więźniów do stawiania oporu. Mimo tego wciąż dochodziło do sytuacji, kiedy niektóre przybyłe do obozu osoby, w obliczu swojej rozpaczliwej sytuacji atakowały strażników lub im ubliżały. Jednym z pierwszych żydowskich więźniów Sobiboru był Abraham Margulies. Do obozu deportowano go z Zamościa w maju 1942 roku. Oto fragment jego wspomnień z 1965 roku: „Liczyliśmy ledwo ponad dziesięć lat i tak bardzo chcieliśmy żyć. Nie było więc w tym nic dziwnego, że od pierwszych dni pobytu w obozie do głowy wdzierały się myśli o możliwości ucieczki”. Z takich powodów, mimo grożących kar, wciąż dochodziło do ucieczek lub prób ucieczek z obozu. W tym celu żydowscy więźniowie obozu III wykopali tunel, przez który chcieli się wydostać na wolność. Bezpośrednio po jego ukończeniu, załoga Sobiboru odkryła tunel i w ramach odwetu zamordowała większość więźniów z tej części obozu. Z powodu zdrady nie powiódł się również plan holenderskich Żydów, którzy także próbowali uciec. Były jednak i udane ucieczki. Krótko przed Bożym Narodzeniem 1942 roku z obozu III uciekło pięć Żydówek oraz dwóch wartowników z Trawnik. Schwytano ich w oddalonej o 40 kilometrów wsi i rozstrzelano. W lipcu 1943 roku uciekła część więźniów Waldkommanda, po tym jak udało im się obezwładnić i zabić strażników. Późną wiosną 1943 roku wśród żydowskich więźniów powstała grupa oporu. Jednym z jej pierwszych przywódców był Leon Feldhendler. Przygotowywane przez tę grupę powstanie miało zakończyć masowe mordy w Sobiborze. We wrześniu 1943 roku do obozu dotarł transport z Żydami i Żydówkami z Mińska, wśród których znajdowali się również żydowscy jeńcy sowieccy, którzy zostali sprowadzeni do obozu do pracy przymusowej. Leon Feldhendler nawiązał z nimi kontakt i od tej pory wspólnie planowali powstanie. 14 października 1943 plan został wprowadzony w życie. O umówionych porach więźniowie pod konkretnymi pretekstami zwabiali esesmanów pojedynczo do baraków i tam ich zabijali. Tego dnia śmierć z rąk żydowskich więźniów poniosło łącznie 11 niemieckich sprawców. Powstanie rozpoczęło się w obozie I, na krótko przed apelem. Wśród salw z karabinów strażników więźniowie ruszyli do ucieczki w stronę lasu, który miał być dla nich ratunkiem. Wielu zginęło przy próbie przedostania się przez ogrodzenie i pole minowe. Nie wszyscy więźniowie zdecydowali się na ucieczkę. Niektórzy nie chcieli opuszczać miejsca, w którym pochowana jest ich rodzina, inni nie widzieli w ucieczce żadnych perspektyw. Żydowscy więźniowie z obozów III i IV nie mogli przyłączyć się do uciekających. W dniu rozpoczęcia powstania udało się uciec do lasu 300 Żydom i Żydówkom. Niemcy ruszyli za nimi w morderczy pościg. Dla uciekinierów i uciekinierek nie było bezpiecznego miejsca. Aby zdobyć jedzenie i miejsce do spania, musieli zaufać obcym ludziom, którzy w każdej chwili mogli ich wydać. Jedynie nielicznym udało się znaleźć bezpieczne schronienie u dawnych przyjaciół lub nowych znajomych i w ukryciu dotrwać do wyzwolenia. W momencie ucieczki wojna jeszcze się nie skończyła, a lada chwila miała nadejść długa zima. Wiadomo o 60 Żydach i Żydówkach, którzy dożyli końca wojny. W kilka dni po wybuchu powstania zamordowano wszystkich pozostałych w Sobiborze więźniów i więźniarki. Pod koniec października 1943 roku do Sobiboru przywieziono stu żydowskich więźniów z obozu zagłady w Treblince. Musieli oni pracować przy rozbiórce zabudowań obozowych i załadunku tego, co po obozie pozostało. Komory gazowe zostały wysadzone, a teren masowych grobów zniwelowano i obsadzono drzewami. Po ukończeniu tych prac zamordowano ostatnich więźniów obozu. W roku 1944 okolice Sobiboru wyzwoliła Armia Czerwona.





Abraham Margulies
Zdjęcie powojenne2









Leon Feldhendler2

Powojenne procesy

W sierpniu 1949 roku, na jarmarku w Berlinie został rozpoznany przez ocalałych Ester Raab i Samuela Lerera niemiecki członek załogi w Sobiborze, Erich Bauer. 8 maja 1950 roku Berliński Sąd Krajowy skazał go na śmierć za zbrodnie przeciwko ludzkości. Wyrok został zamieniony na karę dożywotniego więzienia. Bauer zmarł w 1980 roku w Berlinie. W roku 1950 przed Sądem Krajowym we Frankfurcie nad Menem za swoje czyny musieli odpowiedzieć niemieccy sprawcy: Hubert Gomerski i Johann Klier. Gomerski pełnił w Sobiborze służbę w obozie III, czyli miejscu, w którym mordowano Żydów i Żydówki. Podczas procesu ocalali z Sobiboru opisali go jako jednego z najbardziej brutalnych sprawców w obozie. Skazano go na dożywotnią karę ciężkiego więzienia. Po tym, jak w 1972 roku wyrok został zniesiony przez Trybunał Federalny, Gomerski został zwolniony. W ramach postępowania rewizyjnego w 1977 roku wyrok został zamieniony na karę 15 lat pozbawienia wolności, a kolejne postępowanie rewizyjne w 1981 roku umorzono z powodu niezdolności oskarżonego do wzięcia udziału w procesie. Hubert Gomerski zmarł w 1999 roku. Johann Klier został uniewinniony przez Sąd Krajowy we Frankfurcie nad Menem w 1950 roku. Zeznania ocalałych z Sobiboru były dla niego okolicznościami łagodzącymi. W latach 1965-66 przed Sądem Krajowym w Hagen odbył się proces przeciwko 12 niemieckim sprawcom. 10 z nich oskarżono o współudział w zbiorowym morderstwie. Pięciu z nich uniewinniono z powodu urojonego stanu wyższej konieczności (konieczności działania na rozkaz), a kolejnych pięciu skazano za współudział w morderstwie na kary od trzech do ośmiu lat więzienia. Karlowi Frenzlowi i Kurtowi Bolenderowi, obok współudziału w morderstwie, udowodniono również własnoręcznie popełnione mordy. Kurt Bolender kilka tygodni przed ogłoszeniem wyroku „uciekł” przed wysłuchaniem orzeczenia sądowego popełniając samobójstwo. Karl Frenzel został skazany na karę dożywotniego więzienia. Dzięki zeznaniom ocalałych z Sobiboru udowodniono mu własnoręczne zabicie 9 żydowskich więźniów. Po kilku postępowaniach rewizyjnych w 1985 roku ponownie skazano go na dożywocie, jednak z powodu stanu zdrowia oskarżonego darowano mu karę. Karl Frenzel zmarł w Hanowerze w 1996 roku. Franzowi Stanglowi, pierwszemu komendantowi obozu w Sobiborze, udało się po wojnie uciec przez Syrię do Brazylii. Dzięki staraniom Simona Wiesenthala Stangla aresztowano w 1967 roku w Brazylii i jeszcze w tym samym roku wydano go Republice Federalnej Niemiec. W 1970 były komendant obozu stanął przed sądem w Düsseldorfie, jednak oskarżono go jedynie o udział w mordach w Treblince, gdzie był komendantem w okresie od września 1942 roku do sierpnia 1943 roku. W grudniu 1970 roku Stangl został skazany na karę dożywotniego więzienia, lecz później złożył apelację. Zmarł na zawał serca w więzieniu w Düsseldorfie w czerwcu 1971 roku, przed uprawomocnieniem się wyroku. Gustav Wagner, opisywany przez ocalałych jako najbardziej brutalny i nieobliczalny z niemieckich członków załogi, podobnie jak Franz Stangl, zdołał uciec przez Włochy i Syrię do Brazylii. W 1978 roku, podobnie jak Stangl, został wytropiony przez Simona Wiesenthala. Mieszkający w Brazylii ocalały z Sobiboru Stanisław Szmajzner rozpoznał Wagnera, po czym ten został aresztowany. Wnioski o ekstradycję składane przez Polskę, Austrię, RFN i Izrael zostały odrzucone przez brazylijskie władze i po kilku miesiącach Gustav Wagner został zwolniony z aresztu. 3 października 1980 roku znaleziono go martwego w jego domu. Jako oficjalną przyczynę śmierci podano samobójstwo. Na terenie Związku Sowieckiego odbyło się po wojnie kilka procesów przeciwko członkom oddziałów wartowniczych z Trawnik. Niektórzy z oskarżonych pełnili służbę w Sobiborze. Wydano kilka wyroków śmierci. 30 listopada 2009 roku w Monachium rozpoczął się proces przeciwko wartownikowi z Trawnik Johnowi Iwanowi Demjaniukowi. Oskarżono go o współudział w zamordowaniu 28.060 osób w obozie zagłady w Sobiborze. Skazano go na pięć lat pozbawienia wolności, nie musiał jednak odbywać kary, ponieważ nie istniało niebezpieczeństwo ucieczki. Demjaniuk złożył apelację przeciwko wyrokowi, po czym zmarł w domu spokojnej starości w bawarskiej miejscowości Bad Feilnbach.

Ester Raab identyfikuje przed sądem Ericha Bauera
1949/503
Hubert Gomerski6
Karl Frenzel6
Stanislaw Szmajzner2
Gustav Wagner (po prawej) oraz Johann Niemann w Sobiborze w lecie 1943 roku1

Źródła zdjęć:

1 Kolekcja fotografii Johanna Niemanna – Fotos aus Sobibor Bildungswerk Stanislaw
Hantz/ Forschungsstelle Ludwigsburg – Metropol 2020
2 Prywatna kolekcja stowarzyszenia Bildungswerk Stanisław Hantz
3 Archiwum Ghetto Fighter House
Dov Berek Freiberg katalog nr 26227
Rysunek Józefa Richtera katalog nr 2415 – Józef Richter był Żydem. Posługując się
fałszywymi dokumentami należał do niemieckiej Służby Budowlanej (Baudienst) i
rysował m.in. na starych gazetach to, co zobaczył.
Ester Raab Catalog Nr. 25073
4 Jules Schelvis Vernichtungslager Sobibor
5 Archiv Yad Vashem Signatur 102C03
6 LAV NRW W, Q 234 Nr. 4564